Dla Karoliny i jej rodziny szukałam terminu już w nieco napiętym grafiku. Może już wiecie czy nie, ale łączę działalność fotograficzną z pracą na etacie w sektorze medycznym. Nie mogę również zaniedbywać mojej Rodziny, dlatego też terminy u mnie są, ale w okrojonym stopniu. Kilka w miesiącu. Taką przyjęłam zasadę. Dzięki temu mam czas na wszystko, szybko oddaję obrobiony materiał i nigdy nie robię kilku sesji w tym samym dniu.
Kiedy Karolina zapisała się na sesję rodzinną , przeglądając jej profil wiedziałam i czułam, że to będzie fajny czas.
Moment, kiedy wchodzę do waszych domów po raz pierwszy zawsze jest dla mnie mimo wszystko nieco stresujący tak samo jak dla Was. Nie wiemy do końca czego się spodziewać, jak zareagujecie , czy się polubimy tak od razu. Nigdy też nie jestem pewna czy moje gadulstwo rozładuje atmosferę (do tej pory się sprawdzało :P)
W przypadku tej rodziny wszystko zagrało jak w zegarku. Momentami kiedy tata czytał Hani książeczkę miałam wrażenie, że ja nie istnieje, nie ma mnie w tym mieszkaniu. Oni zajęli się po prostu sobą i z czystym sumieniem mogę przyznać , że ta sesja zrobiła się sama.
Jestem bardzo wdzięczna też za to, że wybrali ujęcia które przeważnie standardowo klienci nie wybierają.
Docenili detale i nieperfekcyjną codzienność, którą udało mi się zachować.
Całość jednak została utrzymana w świątecznym klimacie, mieszkanie pachniało jeszcze 3 miesięczną Zosią, herbatą z miodem i cytryną i miłością tej 4 osobowej rodziny :)